Wyjechalismy o 7 rano! Udalo nam sie!
Do Auckland dotarlismy i przyzwoitej porze, oddalismy samochod i spotkalismy sie z Wojtkiem, ktory obiecal nam pokazac miasto, w ktorym mieszka kilkanascie lat.
Pojechalismy na Mount Eden i na One Tree Hill, skad widac miasto i okolo 50 wygaslych wulkanow. Niektore sa bardziej w centrum, niektore bardziej na obrzezach. W centrum tez sa farmy. Takie prawdziwe farmy z owcami, ale wlasciciele nie chca ich sprzedac, mimo ze jesli by to zrobili, oni i kilka nastepnych pokolen nie musialobyy sie niczym martwic do konca zycia...
Pozniej pojechalismy na przedmiescia. Dotarlismy z jednej strony do Muriwai Beach, gdzie piasek jest zupelnie czarny, a plaza spowita jest mgla... Czesto zdarzaja sie tam sztormy, jeden z ostatnich porwal schody, ktorymi mozna bylo zejsc z klifu na brzeg. Z drugiej strony Auckland widzielismy Misson Bay, ktora bardzo nam przypominala o Sumner niedaleko Christchurch. Takie miejsce wypadowe na weekend dla mieszkancow Auckland.
Po drodze wstapilismy jeszcze na chwile do Wenderholm Regional Park, gdzie mozna piknikowac.
Udalo sie nam zobaczyc Auckland od troche innej strony, ostatnio zwiedzalismy glowna ulice w czasie deszczu i dworzec autobusowy przy Sky City. Miasto duze, kosmopolityczne, bardzo europejskie. Miasto, jak miasto. Za to okolica, w jakiej jest polozone, jest piekna. Auckland z dwoch stron (przeciwnych) dociera do morza, nie ma wiec szans na wybudowanie obwodnicy. Wulkany w centrum sa swietnym miejscem, by przyjsc lub pobiegac i pooddychac swiezym powietrzem.
Nadszedl wieczor, Wojtek odwiozl nas do hostelu - Kiwi International Airport Hostel. Wybralismy ten, poniewaz jest dosc blisko lotniska i oferuje darmowy transfer. Poznalismy Amerykanina, ktory do Nowej Zelandii przyjechal pojezdzic na rowerze. W zasadzie przyjechal ja przejechac na rowerze. Historia o tyle ciekawa, ze w Stanach kupil sobie mnostwo specjalnego jedzenia, ktore jest lekkie i bardzo kaloryczne - w sam raz dla rowerzysty. Niestety celnicy mu wszystko zabrali. Chyba kazdy ma swoja wlasna przygode z bumerangiem...
A my zaplacilismy 29$ za noc i poszlismy spac.