Dzisiaj nasz ostatni dzien w Rotorua, wiec poszlismy pochodzic po parku w centrum miasta. Wszedzie unosi sie znany nam juz zapaszek, para, bulgoty i inne.
Park w centrum nazywa sie Kuirau i tez jest terenem aktywnym geotermalnie.
Pojechalismy na wzgorze niedaleko centrum - Ngongotaha, chcielismy wyjechac gondolka i zjechac saneczkami, ale okazalo sie to troche za drogie, wiec poszlismy na krotki spacer. Wyjechalismy do konca drogi - widok byl piekny na cale miasto, jezioro o tej samej nazwe, w oddali widac bylo nawet wulkan Tarawera, ktory byl nastepnym punktem naszego zwiedzania.
Po drodze jechalismy kolo innych jezior, w jednym z nich, w Blue Lake podobno mieszka potwor, tak jak ten z Loch Ness. Dojechalismy do Burried Village bez spotkania. Jest to miasto, w ktorym kiedys mieszkali ludzie, dzisiaj mozna zaplacic 23$ i wejsc zobaczyc, co zostalo z miasteczka po wybuchu Tarawery w 1886 roku. Na terenie miasteczka Te Wairoa znajduje sie bardzo ciekawe muzeum, az chce sie isc dalej na zewnatrz, jednak park troche rozczarowuje. Mimo to, samo zdanie sobie sprawy z tego, co sie stalo i jakie byly tego skutki budzi respekt i powoduje zadume... Wulkanu nie widac, a bloto i popiol przykryly domy pod dach. Na terenie parku jest piekny wodospad (30m), ktory na pewno warto zobaczyc.
Sam wulkan tez jest bardzo ciekawy. Wiaza sie z nim opowiesci i legendy. W XIX wieku, niedaleko, odkryto biale i rozowe tarasy. Byly to tarasy krzemionkowe, powstaly na skutek osadzania sie roznych pierwiastkow na zboczu wzniesienia tworzac baseny z ciepla woda. Im wyzej, tym woda byla cieplejsza. Aby sie do nich dostac, trzeba bylo przeplynac jezioro. Codziennie wyruszaly tam wycieczki, a tarasy byly uwazane za jeden z cudow swiata. Jednym z najbardziej lubianych i znanych przewodnikow byla maoryska kobieta. Pewnego dnia, wyruszyla na wycieczke i kiedy przeplywali przez jezioro zauwazyla tradycyjna maoryska lodz. Bylo to o tyle dziwne, ze takie lodzie nie pojawialy sie w tych rejonach od ponad 100 lat, a ich widok zawsze wrozyl nieszczescie. Takich "zwiastunow" bylo kilka, ale nikt nie wzial ich na powaznie. Kiedy w 1886 roku wulkan wybuchl, nie bylo watpliwosci, ze tarasy zostaly zniszczone, a region w ciagu nastepnych lat znacznie podupadl. Dopiero wraz z odtworzeniem wioski zaczeli naplywac turysci. Ale wulkan nie spi i nadal budzi respekt.
Wrocilismy w strone miasta Rotorua, robiac petle wokol jeziora o tej samej nazwie i znalezlismy kemping - tym razem 20$. Warunki przyzwoite, niestety zaczal padac deszcz. A jednak, jak sie siedzi caly czas w samochodzie, to nie nastraja on pozytywnie. Zaparkowalismy nad samym brzegiem jeziora - rano obudzily nas drace sie labedzie ;-)