Geoblog.pl    kaktuusik    Podróże    Australia, Nowa Zelandia i Wyspy Cooka    Jestesmy w Chinach!
Zwiń mapę
2008
02
lip

Jestesmy w Chinach!

 
Hong Kong
Hong Kong, Hong Kong
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11304 km
 
Zrobilo mi sie jakos lepiej, jak samolot dotknal ziemi...

Prawie, jak Chiny, a jednak nie Chiny ;-)

Lotnisko znajduje sie na sztucznej wyspie, samolot zaczyna kolowac nad morzem i wlasciwie do ostatniej chwili leci nad woda! Wychodzenie z samolotu troche trwalo, zaraz po wyjsciu odkrylam, ze jednak lotnisko CDG w Paryzu wcale nie jest takie duze, jak mi sie wydawalo. Znowu nie mielismy problemu z bagazami, przebralismy sie w lzejsze ubrania (jedynie buty zdradzaly kraj naszego pochodzenia) i cala reszte zbednego bagazu zostawilismy w szafce na caly dzien za 50HK$. Wymienilismy tez $ i za 100 amerykanskich dostalismy ponad 700 dolarow Hong Kongu.

Ruszylismy na miasto. Przy wyjsciu z hali przylotow zlapala nas pani z biura informacji turystycznej i wyposazyla nas w niezbedne mapy i informacje. Troche wiedzy przywiezlismy ze soba z Polski, mielismy takze wstepny plan na zwiedzanie. Pani doradzila nam kilka innych miejsc i w pelni zadowoleni weszlismy do zupy...

Najpierw wydawalo mi sie, ze to tylko pierwsze wrazenie, ale nie. Tam jest duszno jak w czajniku! Na cale szczescie dzien byl raczej pochmurny, wiec slonce nam nie dokuczalo.

Zwiedzanie zaczelismy od wyspy Lantau, na ktorej jest lotnisko. Wsiedlismy do autobusu (ktory wygladal jak autobus prosto z Londynu i do tego jechal lewa strona drogi!) i pojechalismy w gory. Na stacji koncowej ukazal nam sie niesamowity widok osiedla. Ktos moglby rzec: osiedle, jak osiedle. Ale nie w tym wypadku. Na polskich osiedlach mieszka tyle ludzi, co w Hong Kongu w jednym bloku. To nie zart. Zreszta Hong Kong ma tak mala powierzchnie, wiec zupelnie sie nie dziwie, ze Chinczycy postanowili zainwestowac w wysokie budynki...

Znalezlismy dolna stacje gondolki (takiej, jak na Szyndzielnie) i kupilismy bilety. Od razu rzucila sie nam w oczy pewna rzecz. Mieszkancy Hong Kongu sa strasznie sympatyczni i mowia rewelacyjnie po angielsku!!! Jest to duzym ulatwieniem, bo chinskiego niestety nie znamy. Po drodze do kas staly dwie osoby wskazujace droge i udzielajace roznych informacji. Wszyscy byli ubrani w takie same stroje sluzbowe i mieli ten sam usmiech ;-)

W ramach biletu na gondolke dostalismy 20$ na wydatki w sklepie z upominkami. Oczywiscie je wydalismy (na magnes z napisem Hong Kong).

Trasa kolejki jest strasznie dluga, pnie sie wysoko do gory, a pozniej w glab wyspy. Widoki oczywiscie niesamowite! Najpierw widac lotnisko, pozniej Hong Kong, na koncu najwiekszy posag Buddy na swiecie! To wlasnie byl cel naszej wycieczki.

Kupujac bilety na wejscie na gore, gdzie siedzi Budda, dostalismy kupon na lody i wode mineralna :-) Schodow bylo cale mnostwo, kolano moje mialo niezly trening, ale jakos doczlapalismy sie na gore. Widok piekny! Tylko gory i morze, no i kilkanascie malych wysepek dookola. Bajkowo!

Zjedlismy lody i ruszylismy na dol do swiatyni buddyjskiej. Jest zupelnie nowa, druga, zaraz za nia jest jeszcze na etapie dziury w ziemi. Wiele o zwyczajach buddyjskich na razie nie napisze, wymaga to ode mnie zdobycia wiedzy w tej dziedzinie. Swiatynia natomiast jest zbudowana na planie prostokata, na samym srodku znajduja sie trzy zlote posagi za szyba i dary wiernych. Nie ma lawek, jest za to kilka miekkich klecznikow.

Mniej wiecej w czasie drogi powrotnej do gondolki zaczelismy byc glodni, w zasadzie jedno z nas (w sumie to ja). Jednak bylo na tyle cieplo, ze postanowilismy przelozyc pore karmienia na pozniej. Zjechalismy gondolka na dol i szybkim miejskim pociagiem dojechalismy do centrum. Po drodze minelismy osiedla, ogromne osiedla z mrowkowcami. Bloki wygladaja jak gigantyczne komody z malutkimi szufladami, w ktorych mieszkaja ludzie. Widok troche przeraza...

Wysiedlismy z klimatyzowanego pociagu do... zupy. Tak, znow to samo uczucie. Mielismy w planach odnalezienie dolnej stacji kolejki (takiej, jak na Gubalowke) i wyjechanie na Victoria Peak.
Ruszylismy wiec waskimi ulicami pelnymi samochodow, czerwonych taksowek, pietrowych autobusow i tramwajow (tak, tramwaje tez sa pietrowe!). Przez przypadek weszlismy schodami na cos, co w Polsce nazwanoby kladka. Jednak kladka to nie bylo. Okazalo sie, ze jest to ciag galerii nad ulicami, prowadzacych przez budynki, galerie handlowe i przez kolejne ulice. System korytarzy dla ludzi... Troche jak w filmie science-fiction...
Szlismy nimi przez okolo 20 min nie mogac uwierzyc wlasnym oczom. W koncu dotarlismy do ich konca i zeszlismy na chodnik. Tam rzucil sie nam w oczy pierwszy budynek pokolonialny, obecnie siedziba sadu ostatniej instancji. Zaraz za nim kosciol anglikanski - coz pozostalosci po pobycie Anglikow tak, jak lewostronny ruch.

Miasto jest niesamowicie zatloczone i kosmopoityczne. W zasadzie ciezko uslyszec chinski, glownie jest to angielski, nie musze dodawac, ze w brytyjskiej wersji. Jest tez duzo Europejczykow. Podsumowujac - Londyn to naprawde male miasteczko... Nawet citi jest mniej imponujace.

Dotarlismy w koncu do kolejki na Gubalowke. Zaraz obok kas, kasy do Madame Tussaud's-Hong Kong. Na scianie plakat Disneyland-Hong Kong. Prawie jak Europa :-)

Kolejka ma w tym roku 120 urodziny, jedzie prawie pionowo do gory i o ile do gory jedzie sie przodem, to juz w dol - tylem... Dojechalismy na gore i wyjechalismy jeszcze okolo 7 pieter do gory na taras widokowy. Wrazenie imponujace. Brak budynkow z mniej niz 30 pietrami. Stocznia i ciesnina oddzielajaca wyspe Hong Kong od ladu. Dookola gory. I zagubieni Europejczycy...

Pokrecilismy sie troche dookola, odpoczelismy i znow poczulismy, ze jestesmy glodni. Wiec ruszylismy na poszukiwania. Dobrze wygladajace miejsce znalezlismy dopiero na stacji kolejowej, oczywiscie bez stolikow, tylko z miejscami do stania i jedzenia.
Co mnie zaskoczylo? Kuchnia oddzielona od kasy. Osoby przygotowujace jedzenie w maseczkach i rekawiczkach, dbalosc o higiene i bardzo dobre jedzenie. Zero papierkow na podlodze.
Wbrew pozorom znalezienie miejsca, w ktorym mozna cos zjesc nie jest takie latwe. Nie zawsze mozna trafic na angielskie napisy, czasami zdarza sie, ze sa zdjecia potraw. Osobiscie nie jestem osoba, ktora niechetnie probuje roznych nowych potraw, jednak kuchnia azjatycka jest zupelnie inna od europejskiej i rowniez zupelnie inna od azjatyckiej, ktora mozna kosztowac w Europie. Warto zatem szukac miejsc, gdzie menu jest po angielsku najlepiej ze zdjeciami.

A! Zakaz jedzenia i picia w miejcach publicznych takich, jak pociag - kara do 5 000$. Rewelacja!

Nasze ogolne wrazenie: troche brakuje Europejczykom do mentalnosci mieszkancow Hong Kongu. Maja bardzo duza swiadomosc higieny, ochrony srodowiska. Sa sympatyczni i uczynni. Sa tez bardzo pracowici, a dzieci maja mundurki w szkolach. Teze te zweryfikujemy za 2,5 miesiaca, kiedy bedziemy wracac do Paryza. Mysle jednak, ze pierwsze wrazenie w wiekszosci przypadkow jest trafne :-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Patryk Michalski
Patryk Michalski - 2008-07-02 13:00
No to już trochę daleko od Podbeskidzia i obu Śląsków ;)

Trzymajcie się mocno!
 
kaktuusik
kaktuusik - 2008-07-04 11:09
Bardzo daleko. Gdzie mysmy sie wybrali???
 
 
kaktuusik
Ines&Łukasz T.
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 79 wpisów79 40 komentarzy40 362 zdjęcia362 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże