W Akaroa nie znalezlismy zadnego ciekawego miejsca na noc i zacheceni przez pania w sklepie znalezlismy kawalek gruntu nad morzem, gdzie zaparkowalismy naszego vana. Jedynym kampingiem byl Top10 (siec kampingow w Nowej Zelandii, o wysokim standardzie i drogich).
Przezylismy te noc, bylo chlodno, ale jakos sie nam udalo. Da sie, nawet w zimie, ale chyba lepiej spac na kempingach szczegolnie ze wzgledu na wygode i bezpieczenstwo.
Rano pelni energii ruszylismy do Akaroa. Zaczelismy od spaceru, chcielismy isc gdzies dalej w gory, ale szlaki okazaly sie "dlugoterminowe", wiec pozostal nam spacer po parku. I tak zrobilismy. Wdrapalismy sie na pobliskie wzniesienie skad widac bylo caly jachtowy port i po krotkiej przerwie wrocilismy do przystani. Tam czekal na nas statek, ktorym plynelismy na wycieczke.
Rejs kosztowal 50$ od osoby ze znizka znaleziona w ulotce (10%) i trwal 3 godziny. Ruszylismy wzdluz wybrzeza, kapitan byl jednoczesnie przewodnikiem, opowiadal o zalozeniu miasta, o jego francuskich korzeniach i o wielkiej brytyjskiej fladze powiewajacej na wzgorzu dla upamietnienia wieczoru, podczas ktorego weseli Francuzi zdradzili Anglikom swoje plany na zalozenie francuskiej osady na wyspie poludniowej i ci ostatni ich niestety ubiegli. Dlatego wlasnie tylko Akaroa ma francuskie korzenie, zadne inne miasto w Nowej Zelandii juz sie tego zaszczytu nie doczekalo.
Dalej poplynelismy fiordem w strone oceanu ogladajac piekne wybrzerze oraz faune i flore. Widzielismy cale mnostwa ptakow, kapiace sie pingwiny, foki i delfiny z gatunku najmniejszych na swiecie (Hector's Dolphin) i owce doslownie zawieszone na skalach. Gdy wplynelismy na ocean kapitan skrecil w prawo i poplynelismy zobaczyc jeden z wentyli nieopodal polozonego wulkanu - niesamowite wrazenie, szczegolnie na morzu! Po trzech godzinach rejsu i pelni wrazen z zupelnie rozladowanymi bateriami do aparatu wrocilismy na lad. Polecamy :-)
Po poludniu wyruszylismy do Kaikoura, trasa byla dosyc dluga. W miedzyczasie musielismy sobie radzic z szalonymi tirami i z kierowcami swiecacymi prosto w oczy dlugimi swiatlami... Droga jest bardzo malownicza, prowadzi nad oceanem, a tuz przez Kaikoura wpada w Alpy. Warto jechac za dnia, co nam sie nie do konca udalo. Dotarlismy do celu, znalezlismy pierwszy kemping, ktory okazal sie bardzo udany i poszlismy spac za 20$. Tym razem moglismy juz wlaczyc grzejnik (wymagane bylo podlaczenie 220V) i bylo nam cieplo. Byl tez prysznic :-)