Po wrazeniach dnia wczorajszego, dzisiaj postanowilismy odpoczac. Coraz bardziej wialo, wiec zaczelo robic sie mrocznie na malej wysepce na srodku Pacyfiku...
Wypozyczylismy znow rowery, pojechalismy do stolicy. Avarua byla zupelnie pusta, jakby cale miasto wymarlo. W koncu niedziela. Jedynie wokol kosciolow (a i to nie przez caly dzien) bylo gwarnie i tloczno. Generalnie, nie warto planowac zakupow, co najwyzej spacer i wypoczynek. Warto tez pojsc na Msze, my widzielismy Samoanczykow w akcji na katechezie w Sydney, mysle, ze mieszkancy wysp Cooka maja podobne obrzedy, wiec na pewno chociaz raz zobaczyc. Pieknie, spiewnie i kolorowo, czyli zupelnie inaczej niz w Polsce.
Ugotowalismy tez zielonego banana. Zielonego banana nie wolno jesc w stanie surowym, to tak, jakby zjesc surowego ziemniaka. Po ugotowaniu wcale nie smakowal lepiej, wiec postanowilismy go jeszcze podsmazyc w kawalkach i z dzemem byl calkiem znosny. Zdecydowanie lepsze sa banany zolte, oczywiscie surowe i puszyste :-)
Kafejka internetowa tez byla zamknieta. Internet, jak wszystko, na Wyspach Cooka jest drozszy niz w krajach bardziej "kontynentalnych". Za 10 min trzeba zaplacic ok. 1,60-2,60$, czyli godzina kosztuje ok. 10$.