Rano dalej lalo. Ale pelni zapalu ruszylismy w droge powrotna. Jechalismy i dalej lalo. Lalo i lalo. Dojechalismy do Hokitika, ktore jest bardzo ladnym miasteczkiem slynacym z jadeitu potrzebnego do wyrobu tradycyjnej maoryskiej bizuterii.
Zjedlismy bardzo dobre frytki podane w gazecie i papierze, i ruszylismy do Greumouth. Starym zwyczajem zrobilismy zakupy (mialy nam juz starczyc do wylotu z Auckland, tym razem w sklepie New World, drozszym niz Pak'n'Save) i pojechalismy prosto do Reefton, a dalej do Amberley niedaleko Christchurch. Znalezlismy kemping za 20$, schludny jednak mniej sympatyczny niz ten w Foxie, ktory chyba sie nam najbardziej podobal.