Punkt 7.15 pojawilismy sie w biurze. Pani przyjela zaplate (130$ od osoby, ale nie jest wymagana zadna zaliczka) i zaproponowala kupno tabletek na chorobe lokomocyjna (2$ od osoby), co tez uczylilismy.
Najpierw mielismy krotkie szkolenie, pozniej wsadzono nas do autobusu i wywieziono za miasto do portu.
Lodz bardzo nowoczesna, z pelnym wyposazeniem do poszukiwania kaszalotow odplynela punktualnie. Pogoda byla rewelacyjna, a morze strasznie wzburzone. Tabletki okazaly sie dobrym wyborem i polecam je nawet osobom bez choroby morskiej - tam naprawde buja!
Pierwszymi zwierzetami, ktore zobaczylismy byly albatrosy (takie wieksze mewy), ale piekne i olbrzymie. Pozniej bylo jeszcze kilka ptakow, az wreszcie pojawil sie pierwszy wieloryb! Sprawa nie jest latwa, chociaz majac odpwiedni sprzet, jest sie w stanie takiego wieloryba najpierw uslyszec, a pozniej wypatrzec. Najpierw slucha sie dzwiekow, ktore wydaja za pomoca dlugiego preta zanurzonego w wodzie, a zaraz pozniej trzeba sie udac w tym kierunku, z ktorego dochodzil glos. Nam sie udalo, przyplynelismy i oto on. Oddycha. Bulgoce. Wielki jak wieloryb! Trwalo to okolo 10 minut, kazdy zdazyl zrobic tyle zdjec, ile tylko chcial, po czym wieloryb stwierdzil, ze juz ma dosc oddychania i ze uda sie na dno. Zarzucil ogonem i zniknal w oceanie.
Taka sytuacja powtorzyla sie jeszcze raz, ale mozna by tam bylo siedziec caly dzien. Mysle, ze warto plynac jak najwczesniej, bo jednak zwierzeta na calym swiecie budza sie rano ;-)
W drodze powrotnej zobaczylismy jeszcze delfiny, tez mozna z nimi plywac, nawet z fokami, co oczywiscie kosztuje, jednak wrazenia sa na pewno niezapomniane.