Dzien zaczelismy od pozalatwiania spraw roznych i waznych. Pozniej wybralismy sie na kawe do Starbuck's, a ze w miedzyczasie pogoda sie nieco poprawila, to rozpoczelismy zwiedzanie.
Zaczelismy od katedry w samym centrum miasta, wylezlismy nawet na dzwonnice (2$ bilet studencki, 5$ normalny). Widoki ladne, ale bez dechu zapierajacego w piersiach.
Za 14$ kupilismy 2-dniowy bilet na zabytkowy tramwaj. Skoro juz go kupilismy, to jezdzilismy przez cala reszte dnia. Zdazylismy w miedzyczasie odkryc ulice lustrzana, muzeum i ogrod botaniczny. Mozna tez za 30$ kupic bilet combo na tramwaj i gondole.
Muzeum jest darmowe, jednak mile widziane sa datki w postaci 5$ od osoby. No my tyle nie dalismy. Poswiecone jest historii Christchurch i Nowej Zelandii, jest troche pokoi "dziwnych" i "nie wiadomo skad", jest tez czesc o Antarktydzie i w zasadzie to wszystko. Warto zobaczyc. Po drodze natknelismy sie na dom, caly udekorowany muszelkami z dywanem takim, jak u mojej babci w pokoju! Identyczny!
Zrobilo sie juz pozno, wiec wrocilismy do katedry na koncert choru, ktory okazal sie byc modlitwa wieczorna z udzialem choru. Ale bylo calkiem sympatycznie, choc nie o konca wiemy, jakiego "wyznania" jest katedra.