Bedac jeszcze w raju surferow, zarezerwowalismy hostel w Brisbane. Mimo, ze przepadla nam oplata, jakiej dokonalismy w poprzednim hostelu (Brisbane Backpackers), nie warto bylo sie tam meczyc za takie pieniadze... Tym razem wybralismy Ozzy Way za 24$, 600m od Roma Station, najwiekszego wezla komunikacyjnego Brisbane.
Po przyjezdzie z Surfer's Paradise do wielkiego miasta, pojechalismy autobusem (4,60$ bilet calodzienny) do planetarium. Planetarium nazywa sie The Sir Thomas Brisbane Planetarium i dowiedzielismy sie, ze Brisbane to nazwisko. Za wstep zaplacilismy 10$.
Planetarium jest bardzo male i jesli ktos byl w Chorzowie, to nie zrobi ono na nim wrazenia. Obejrzelismy film o kosmosie z Tomem Hanksem jako narratorem, a pozniej zaczely sie ciekawsze rzeczy - niebo zima na polkuli poludniowej.
Nie widac nic, co widac u nas poza Wenus. Widac bardzo dobrze Saturna, nieco gorzej Marsa i Jupitera. Poza tym cale mnostwo gwiazd i Krzyz Poludnia, ktory jest odpowiednikiem naszej Gwiazdy Polarnej, tyle, ze nie jest gwiazda a krzyzem ;-)
Odwiedzilismy tez ogrody botaniczne, i one, i planetarium znajduja sie na Mount Coot-tha nieco poza centrum Brisbane. Ladnie, ale nic nadzwyczajnego, warto pojsc na spacer i odpoczac. Warto sprawdzic autobusmy do centrum, nasz ostatni odjezdzal o 17.30(!!!), alternatywa jest spacer, co moze troche zajac.
Na koniec dnia poplywalismy statkiem po rzece Brisbane (w cenie biletu dziennego na autobus), wlasciwie to takim dosyc szybkim promem, tam i z powrotem przez centrum miasta. W drodze powrotnej wpadlismy jeszcze na South Bank Parklands, gdzie akurat byl koncert (wejscie platne, wiec poskapilismy), a normalnie w ciagu dnia jest laguna i mozna sie poczuc prawie, jak na Wyspach Cooka :-)
Zapomnielismy, ze jest sobota i niestety nie zdarzylismy kupic nic do jedzenia w normalnym sklepie, musielismy skorzystac z 7/11, ktory jest dosc drogi i nic specjalnego nie sprzedaje. No ale nie samym jedzeniem czlowiek zyje...