Hostel okazal sie bezwzglednie fatalny i nikomu go nie polecamy. Wynieslismy sie rano, nawet bez sniadania!
Pojechalismy do Surfer's Paradise. Pociagiem i autobusem jechalismy ok.2h zaplacilismy niecale 11$ za przejazd w jedna strone. Surfer's Paradise jest na Gold Coast pelnym hoteli, kasyn i bogatych ludzi. I wsrod tych hoteli, z ktorych kazdy ma przynajmniej 15 pietel znajdowal sie nasz hostel, 2-pietrowy Surf 'n Sun Backpackers. Trafilismy duzo lepiej, sama atmosfera zupelnie inna no i jakies 50m do plazy! Nocleg kosztowal 25$ w pokoju 6-osobowym.
Przeszlismy sie na plaze i do centrum, nic wiecej nie chcialo sie nam robic, mielismy po prostu ochote poleniuchowac. Internet kosztuje 6$ za godzine.
Dzisiaj zainwestowalam w nowy stroj kapielowy Roxy:) W Europie ta marka jest kosmicznie droga, tutaj jest takim Reserved. A przede wszystkim maja odjazdowy design, ktorego w Polsce mi bardzo brakuje.
Wieczorem dalismy sie skusic na australijska impreze (5$). Cala hostelowa obsluga szla, czesc gosci i my. Wszyscy w podobnym wieku, jednak o roznych gustach muzycznych. Najpierw w hostelu poczestowano nas paczem, pozniej poszlismy do klubu w samym centrum. Jako, ze fanami klubow nie jestesmy, wypilismy darmowego drinka i ruszylismy w droge powrotna.
Nastepny dzien minal nam na wylegiwaniu sie na plazy (oczywiscie w nowym stroju), w sloncu. Bylo fajnie, prawie jak w Kolobrzegu ;-) Tylko te rekiny...
Ostatnie chwile spedzilismy na wcinaniu czekolady na lawce i rozmyslaniu nad nasza kolejna wyprawa...